„Patrzymy na ten nasz świat z innej perspektywy” - rozmowa z Dyrektorem Instytutu Socjologii UG dr. hab. Michałem Kaczmarczykiem, prof. UG

fot. Bartłomiej Jętczak/CKiP

Magdalena Nieczuja-Goniszewska: - Socjologia jest uznawana za najmłodszą dziedzinę naukową, wykładaną na uniwersytetach dopiero od XIX wieku. Dlaczego tak późno zagościła w murach akademickich, mimo że jej korzenie sięgają myśli platońskiej?

Michał Kaczmarczyk: - To pytanie jest złożone i nurtowało wielu historyków myśli społecznej. Najpełniejsza, a zarazem najkrótsza odpowiedź brzmi: socjologia to młoda nauka o długiej historii. Refleksja nad społeczeństwem, jeśli tak zdefiniujemy socjologię, istniała rzeczywiście od dawna. Można doszukiwać się jej śladów nie tylko u Platona, ale i we wcześniejszych mitach i dziełach literackich, gdzie pojawiały się zawoalowane myśli na temat społeczeństwa. U Platona i Arystotelesa odnajdujemy już systematyczną refleksję społeczną. W przypadku Platona są to wizje utopijne i dystopijne, natomiast u Arystotelesa – koncepcje empiryczne.

Dlaczego jednak socjologia ukształtowała się jako dyscyplina akademicka stosunkowo późno? Otóż wszystkie nauki społeczne późno zdobyły sobie autonomię na uniwersytetach, a socjologia była wśród nich jedną z ostatnich. Przyglądając się dziejom dyscyplin akademickich, zauważymy, że w dużej mierze ukształtowały się one dopiero w następstwie Oświecenia, w wyniku ruchów intelektualnych i społecznych, które narodziły się przede wszystkim w Niemczech. Myśliciele tacy jak Immanuel Kant oraz Wilhelm i Alexander von Humboldt dali początek idei uniwersytetu jako instytucji prowadzącej badania w wielu różnych, autonomicznych dziedzinach. Było to podejście zupełnie odmienne od modelu średniowiecznego uniwersytetu, który koncentrował się na kształceniu praktycznym, zawodowym – prawo i medycyna były głównymi kierunkami, a teologia pełniła rolę nadrzędnej dyscypliny objaśniającej świat. W średniowiecznych uniwersytetach nie było miejsca na autonomiczną filozofię; była ona podporządkowana teologii, a inne nauki miały rację bytu jedynie jako dziedziny ściśle praktyczne lub rozwinięcie teologii. Nie było więc przestrzeni na naukę o społeczeństwie, która byłaby krytyczna, oceniała instytucje i struktury społeczne – a taki właśnie dyskurs sugeruje socjologia.

W XIX wieku obserwujemy proces parcelacji filozofii na różne, bardziej szczegółowe dziedziny społeczne, w wyniku czego powstają między innymi psychologia i socjologia. Pojęcie "socjologia" ukuł August Comte, choć to nie on stworzył socjologię jako dyscyplinę akademicką. Uczynili to dopiero Emil Durkheim i Max Weber, który był jednym z twórców towarzystwa socjologicznego w Niemczech. Tacy autorzy jak Adolphe Quetelet, pojawienie się w XIX wieku pierwszych statystyk dotyczących społeczeństw europejskich oraz refleksja nad wzrostem populacji w Europie – to również czynniki, które miały wpływ na powstanie socjologii. Zaczęto dostrzegać, że społeczeństwo nie tkwi w niezmiennym stanie czy strukturze, lecz podlega gwałtownym przemianom, które wymagają wyjaśnienia, a wiedza jest niezbędna do kontrolowania tych procesów.

- Czy te zmiany wynikały z rewolucji przemysłowej?

- Tak, industrializacja, wykorzenienie ludzi z ich pierwotnych środowisk, problemy pojawiające się na rynku pracy i w sferze przekonań społecznych, podważanie autorytetu Kościoła – wszystko to miało znaczenie. Pod koniec XVIII wieku badacze zaczęli formułować teorie mające wyjaśnić te zjawiska: dlaczego zaszły zmiany i w jakim kierunku zmierzają. W tym kontekście pojawiają się nazwiska klasyków socjologii, do dziś czytanych i uznawanych za niezwykle ważnych – Emila Durkheima i Maxa Webera. W Polsce również mamy wybitnych klasyków — takich jak Bronisław Malinowski czy Florian Znaniecki — dlatego studiowanie socjologii w naszym kraju ma nie gorsze tradycje niż za granicą a i dziś socjologia jest u nas na wysokim poziomie. Polska ma długą tradycję socjologiczną, podtrzymywaną na naszych uczelniach nawet w okresie PRL-u, choć z dziesięcioletnią przerwą. Oczywiście, ze względu na swój młody wiek, socjologia ma silnie interdyscyplinarny charakter. Nie oddzieliła się w pełni bo nie da się oddzielić od ekonomii, filozofii czy psychologii. Metodologia badań społecznych jest podobna we wszystkich naukach społecznych, różnice tkwią jedynie w rozłożeniu akcentów.

- Na czym polega to rozłożenie akcentów?

-  Socjologia koncentruje się tradycyjnie na ilościowych badaniach wielkoskalowych, dziś często celuje też w teoretycznie wyrafinowanych badaniach jakościowych. Chociaż psychologowie również posługują się statystyką, to dużo większą rolę odgrywa w psychologii eksperyment. W Gdańsku złożyło się tak, że najlepsi statystycy pracowali na Wydziale Zarządzania. Inną kwestią jest fakt, że obecnie większość socjologów, także w Gdańsku, prowadzi badania jakościowe. Istnieją też u nas eksperci w tej dziedzinie, na przykład studia prof. Doroty Rancew-Sikory nad analizą konwersacyjną mają unikalne znaczenie w skali kraju. Mamy też w instytucie specjalistów od badań ilościowych, jednak w Polsce generalnie brakuje takich specjalistów, co w rezultacie oznacza trudności w nauczaniu tych metod. W rezultacie obserwujemy odwrót od nich i ogólny spadek kultury badawczej.

- Jakie jest obecnie miejsce socjologii na uniwersytecie? Wciąż słyszymy, że należy kształcić młodych ludzi praktycznie, niemal przyuczając ich do konkretnych zawodów.

To pewien paradoks. Humboldtowska idea uniwersytetu była odejściem od uniwersytetu zawodowego. Z drugiej strony, współczesny uniwersytet w coraz większym stopniu staje się firmą, przedsiębiorstwem zorientowanym na zysk i potrzeby swoich klientów, czyli studentów. Znajdujemy się więc w pewnym rozkroku – nie tylko w Gdańsku, ale w całej Polsce i na świecie. Jako naukowcy, badacze i dydaktycy musimy jednocześnie odpowiadać na różne potrzeby. Z jednej strony są to oczekiwania studentów, którzy chcą nauczyć się konkretnych rzeczy w różnych celach – idziemy więc w kierunku szkoleń, kursów i mikropoświadczeń. Nie wszyscy studenci socjologii mają te same aspiracje – jedni chcą pracować badawczo, inni w dziedzinach luźno związanych z socjologią, a jeszcze inni studiują dla przyjemności. Motywacje mogą być różne. Z drugiej strony, musimy spełniać własne oczekiwania dotyczące rozwoju naukowego – prowadzić badania na wysokim poziomie, publikować ich wyniki, mieć coś do powiedzenia, czyli dbać o samorozwój. Do tego dochodzą oczekiwania rządu dotyczące kierunków rozwoju nauki i miejsca poszczególnych badań. Polski świat akademicki jest mocno uregulowany ustawami i przepisami. Te oczekiwania są często sprzeczne, a my musimy dzielić swój czas na realizację tych różnych zadań. Nie dotyczy to oczywiście tylko socjologów, jednak my mierzymy się z dodatkowymi oczekiwaniami, występując niejako w roli krytyków społecznych – osób, które potrafią wyjaśnić wydarzenia polityczne czy zmiany nastrojów społecznych. Bierzemy udział w debacie publicznej na temat stanu naszego społeczeństwa i kierunków jego rozwoju, przez co często jesteśmy traktowani jako osoby publiczne, wpływające na scenę polityczną. Funkcje socjologii tradycyjnie sięgają daleko poza mury uczelni, ale musimy pamiętać, że wymagają one dziś przedefiniowania, ponieważ minęły już czasy “intelektualistów publicznych”, co wiąże się z szybkimi przemianami komunikacji w mediach masowych. 

-  Czy oczekuje się również, że będziecie potrafili przewidzieć przyszłe zdarzenia?

-  Tak. Mamy tu do czynienia między innymi z debatą na temat sondaży – czy są one obiektywne, czy to prognozy, przypuszczenia, a może próby wpływania na rzeczywistość przez socjologów? Kiedy socjolog wypowiada się w sprawach politycznych, może pojawić się wątpliwość, czy jest jeszcze ekspertem, czy już politykiem, który chce wykorzystać swoją pozycję do zmiany na scenie politycznej. To bardzo delikatna sprawa. Socjologowie, w przeciwieństwie do przedstawicieli innych nauk, mierzą się z większymi oczekiwaniami społeczeństwa, ale spełniając je zmieniają przecież przyszłość, którą chcą przewidzieć. Oczywiście filozofowie, psychologowie i ekonomiści również wypowiadają się publicznie, ale wydaje mi się, że to właśnie od socjologów w większym stopniu oczekuje się krytyki pewnych zjawisk i instytucji społecznych.

-  Wspomniał Pan o ewolucji socjologii. Nasza gdańska socjologia miała swoje początki w Wyższej Szkole Pedagogicznej, jeszcze przed powstaniem Uniwersytetu Gdańskiego. Badania socjologiczne prowadzono na UG od samego początku. Jakie istotne zmiany zaszły w naszej socjologii przez te 55 lat?

-  O przeszłości nie jestem w stanie wypowiadać się szczegółowo, znam ją jedynie z opowieści starszych kolegów i koleżanek. W czasach, o których Pani wspomina, socjologia na UG funkcjonowała w ramach humanistyki. Filozofia i socjologia miały swoje zakłady, w których prowadzono badania w tych dziedzinach, ale nie istniały odrębne kierunki studiów. Profesor Bolesław Maroszek czy profesor Marek Latoszek byli postaciami znaczącymi dla rozwoju naszej dyscypliny. Zajmowali się tematyką kaszubską, ale nie tylko. Na pewno istotnym etapem rozwoju socjologii na Uniwersytecie Gdańskim była działalność profesora Brunona Synaka, który był również ważną postacią publiczną w Polsce i na Pomorzu. Pełnił funkcję prezesa Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego i w znacznym stopniu przyczynił się do instytucjonalnego rozwoju gdańskiej socjologii, co zbiegło się z transformacją ustrojową. Na początku lat 90. powstał Instytut Filozofii i Socjologii, a wkrótce potem, w 1993 roku, uruchomiono kierunek socjologia. Początkowo kadra socjologiczna była niewielka, pozyskiwano pracowników również spoza Gdańska, co nie było łatwe, ponieważ mobilność naukowców w Polsce jest trudnym tematem – wiąże się nie tylko ze zmianą pracy, ale także z przeprowadzką całej rodziny. Co ciekawe udało się jednak wtedy pozyskać dla gdańskiej socjologii wybitne postaci i to nie tylko z Polski, ale i z zagranicy: Stanów Zjednoczonych czy Iranu. Wracając do socjologii na UG – powstał kierunek, wokół którego zaczęto budować unikatowe programy i różne formy współpracy. Lata 90. były okresem szybkiego rozwoju Instytutu, zatrudniono nowych pracowników i utworzono różne zakłady. Ja sam byłem w Zakładzie Socjologii Ogólnej u profesora Brunona Synaka. Później zakład ten podzielił się na inne jednostki. Następnie, na początku lat 2000, przeżywaliśmy kilkuletni kryzys wynikający ze zbyt małej liczby pracowników w stosunku do liczby studentów. Był nawet taki rok, kiedy wstrzymaliśmy nabór na studia magisterskie, ale udało się to przezwyciężyć. Ostatnie lata to okres szybkiego rozwoju, pozyskiwania nowych, wybitnych pracowników, często z innych ośrodków – z Warszawy, Torunia czy Poznania. Stanowią oni obecnie trzon gdańskiej socjologii. Myślę, że sytuacja wygląda coraz lepiej. Rośnie również zainteresowanie pracą u nas, a konkursy na stanowiska w instytucie cieszą się dużym powodzeniem.

-  A jak wygląda sytuacja z potencjalnymi pracownikami pozyskiwanymi ze szkół i studiów doktorskich?

-  Szkoły doktorskie to stosunkowo nowa inicjatywa i trudno obecnie przewidzieć, jak się rozwiną. Mieliśmy natomiast socjologiczne studia doktoranckie, na które było wielu kandydatów i doktorantów, jednak niewielu z nich ukończyło studia. Istniały zarówno zalety, jak i wady tych instytutowych szkół. Jeśli chodzi o socjologię, można powiedzieć, że liczba doktorantów ożywiała instytut, ponieważ organizowaliśmy dla nich różne sesje, doktoranci spotykali się i dyskutowali. Później, kiedy pojawiły się duże szkoły doktorskie, liczba naszych doktorantów zmalała, a wewnętrzne życie doktoranckie w instytucie przestało istnieć. To była wada. Zaletą natomiast było to, że przyjmowaliśmy tylko najlepszych kandydatów i mogliśmy skupić się na ich kształceniu. Trzeba tu znaleźć złoty środek.

-  Teraz, bogatsi o te doświadczenia, możecie już sami ten złoty środek wypracować.

-  Tak, mam nadzieję, że teraz będzie lepiej.

-  Jakie obszary badają socjologowie na UG? W jakich dziedzinach się specjalizujecie?

-  Nie powinienem zaczynać od siebie, ale zrobię to, ponieważ znam ten obszar najlepiej – zajmuję się teorią socjologiczną. Nie pracuję nad nią sam, obecnie kilka osób zajmuje się teorią, historią i metodologią socjologiczną: profesor Dorota Rancew-Sikora i doktor Łukasz Remisiewicz – młody socjolog z dużymi już sukcesami. W tym roku zatrudniliśmy również doktora Mariusza Finkielszteina. Myślę, że to obiecujący nurt badawczy. Mamy silną socjologię sportu, reprezentowaną przede wszystkim przez profesora Radosława Kossakowskiego i jego współpracowników, którzy osiągają znaczące sukcesy badawcze. Jest to Zakład Socjologii Sportu i Zdrowia, ponieważ kilka osób zajmuje się również tematyką zdrowia. Posiadamy bardzo mocny nurt, który ma u nas najdłuższe tradycje – badania Kaszubów i społeczeństwa kaszubskiego. W szczególności takimi badaniami zajmuje się profesor Cezary Obracht-Prondzyński, publikując wiele dzieł o fundamentalnym znaczeniu, ale też mnóstwo artykułów, raportów badawczych, książek historycznych. W kierowanym przez niego zakładzie socjologowie prowadzą różnorodne badania, nie tylko dotyczące Kaszubów, ale szerzej – socjologii kultury. Na przykład doktor Agata Bachórz bada, jak ludzie kulturowo postrzegają przygotowywanie jedzenia, dzielenie się nim i analizuje od strony społeczno-kulturowej spożywanie pokarmów. To szeroki nurt badań socjologicznych; już Georg Simmel o tym pisał, a we Francji Jean-Claude Kaufmann analizował, jak rodzina spożywa posiłki przy stole i jak takie praktyki zmieniają się w różnych kontekstach. To wszystko są niezwykle ciekawe zagadnienia, a Agata niedawno opublikowała na ten temat książkę w California University Press. Mamy jeszcze Zakład Socjologii Pracy, reprezentujący nurt socjologii ekonomicznej. Tutaj profesor Bartosz Mika, niezwykle aktywny i utalentowany, odgrywa wiodącą rolę wraz ze swoimi współpracownikami. Jest to bardzo interesujące, ponieważ na rynku pracy, chociażby w związku z rozwojem sztucznej inteligencji, zachodzą różne przemiany zasługujące na badania. Myślę zresztą, że  cały nasz Instytut będzie stopniowo reorientował się na zagadnienia związane ze społeczeństwem cyfrowym – to wyraźny trend w Polsce i na świecie. Są też badacze, którzy w większym stopniu stosują metody ilościowe – to doktor Maciej Brosz i doktor Maciej Dębski, zajmujący się problematyką niewłaściwego, nadmiernego korzystania z elektroniki i prowadzący własną fundację poświęconą tej tematyce. Obaj reprezentują u nas ten bardzo potrzebny nurt ilościowy. Mówiąc szerzej i ogólniej, publikujemy coraz więcej książek i artykułów za granicą, realizujemy badania w coraz większej liczbie socjologicznych subdyscyplin. Mam więc wrażenie, że ostatnie 5-6 lat to okres intensywnego rozwoju.

-  Proszę wyjaśnić, na czym polega badanie ilościowe? Czy jest to rodzaj ankietowania? I czym konkretnie różni się badanie jakościowe od ilościowego?

-  Przeprowadzanie ilościowych badań kwestionariuszowych, w tym metodą wywiadu, jest dziś trudne. Wywiady telefoniczne są szczególnie problematyczne, ponieważ ludzie zwykle nie odbierają telefonów od nieznanych numerów. Kiedyś, gdy dominowały telefony stacjonarne, było łatwiej. Jeśli chodzi o konkretne różnice w badaniach – każde z nich, zarówno jakościowe, jak i ilościowe, ma różne etapy. W badaniu ilościowym pierwszym wyróżnikiem jest to, że bada się jakąś populację, najczęściej na podstawie próby losowej. Natomiast w przypadku badań jakościowych próby losowej się z reguły nie stosuje, ponieważ nie uogólnia się wyników badań z próby na szerszą populację. Celem badań jakościowych jest raczej zwrócenie uwagi na określone zjawiska, zrozumienie pewnych działań w społeczeństwie. Wówczas bada się doświadczenia ludzi w sposób bardziej pogłębiony, niekiedy analizuje się interakcje między ludźmi w wywiadach grupowych. W metodach jakościowych, ze względu na inny cel, inne są również metody zbierania danych. Wywiady pogłębione niestandaryzowane są charakterystyczne dla metod jakościowych, a wywiad standaryzowany – dla ilościowych.

- Czy w prowadzeniu badań ułatwia Wam pracę np. sztuczna inteligencja? Ogólnie informatyzacja?

- W obu rodzajach badań komputery odgrywają znaczącą rolę, ale na różnych etapach. W badaniach ilościowych bardzo ważny jest etap przygotowania badania, czyli zaprojektowanie kwestionariusza i dobór próby. Jeśli te czynności zostaną źle przeprowadzone, nawet niewielkie błędy na tym etapie powodują, że wyniki są niewiarygodne z naukowego punktu widzenia i łatwe do podważenia. Błędy na etapie projektowania mszczą się na etapie analizy. Komputery pomagają w analizie, oczywiście pod warunkiem, że wiemy, co i po co analizujemy oraz jakiego rodzaju analizę komputer ma przeprowadzić. Zatem komputer jest przydatny w badaniach ilościowych, ale niewiele da, jeśli pojawiają się błędy w początkowym projekcie. Natomiast w badaniach jakościowych jest odwrotnie – na etapie projektowania trudno popełnić błąd, choć oczywiście jest to możliwe. Prawdziwym wyzwaniem jest etap analizy danych, kiedy trzeba dokonać transkrypcji, co może jeszcze zrobić komputer, ale dalsza analiza danych wymaga procesu myślowego, którego sam komputer nie jest w stanie przeprowadzić. Tutaj trzeba rozumieć, co ktoś mówi, kontekst wypowiedzi, jej możliwe znaczenia. Potencjał sztucznej inteligencji jest ogromny także na tym etapie. Proszę zwrócić uwagę, że modele językowe są coraz lepsze, niekiedy może już pod pewnymi względami lepsze od nas w analizie sytuacji społecznych. Niestety, ciągle mają za mało danych, aby te sytuacje dobrze poznać. A wracając do rzeczy – tak,  istnieją programy do analizy danych jakościowych, ale człowiek jest tu niezastąpiony. Ogólnie rzecz biorąc, rozróżnienie między badaniami ilościowymi i jakościowymi jest mylące, ponieważ tak naprawdę ilościowe i jakościowe są tylko pytania. W każdym badaniu ilościowym znajduje się jakiś komponent jakościowy. Na przykład, jeśli zadajemy pytania "ile" albo pytania zaczynające się na "czy", gdzie odpowiedź brzmi tylko "tak" lub "nie", są to pytania ilościowe, a uzyskane dane mają charakter ilościowy. Natomiast pytania otwarte, opisowe, są to pytania jakościowe. 

-  Od tego roku na Uniwersytecie Gdańskim nagradzane są badania naukowe uwzględniające płeć. Mówi się, nie tylko na UG, że czas zwracać uwagę na te różnice, bo one często dają zupełnie inne wyniki badań. Jakie miejsce ma płeć w badaniach socjologicznych?

-  Bardzo istotne, zwłaszcza w socjologii feministycznej, która zajmuje się różnymi niuansami związanymi z tą dychotomią: skąd się bierze, jak jest uwarunkowana kulturowo, jakie różnice w komunikacji występują między kobietami a mężczyznami, społeczne role kobiet i mężczyzn. To wszystko zagadnienia, które istnieją od dawna w badaniach społecznych. W Gdańsku mamy też dosyć silny nurt socjologii rodziny – tu doktor Magdalena Żadkowska mocno współpracuje z psychologią oraz z uniwersytetami zagranicznymi, francuskimi i włoskimi. Mamy też nowy Zakład Socjologii Życia Codziennego, którego kierowniczką jest profesor Anna Kłonkowska, zajmująca się względnością tych rozróżnień i podejściem do męskości w społeczeństwie. To, co zmieniło się w ostatnich latach w tym nurcie, co widać też w pracach studentów, to coraz więcej prac magisterskich dotyczących zagadnień wrażliwości u mężczyzn, komunikacji męskiej, manosfery i wielu związanych z tym zjawisk społecznych.

-  Proszę powiedzieć, jaki jest profil Waszych kandydatów? Kto wybiera socjologię, czy to badacie albo rozmawiacie z pierwszoroczniakami?

-  Jeśli chodzi o studentów studiów licencjackich, są to głównie absolwenci klas o profilu humanistycznym. Natomiast ich motywacje są bardzo różne – często nie są to studia pierwszego wyboru. Sporo naszych studentów to aktywiści, którzy chcą zmienić coś wokół siebie. To często osoby o bardzo interesujących osobowościach. To, co mi się często nie podoba w rankingach uczelni czy kierunków studiów, to dane brane pod uwagę, które ważą na wynikach, a niekoniecznie tak ważne dla uczniów myślących o wyborze kierunku studiów. Na przykład dla kandydata ważne jest to, jakich będzie miał kolegów i koleżanki na studiach – czy będą to osoby, z którymi będzie można ciekawie spędzić czas. Myślę, że grono socjologiczne wyróżnia się wśród studentów Uniwersytetu Gdańskiego większym zaangażowaniem w działania społeczne.

-  Czy macie aktywne koła studenckie?

-  Tak. Chociaż odkąd mamy studia trzyletnie, a potem dwuletnie, jest to pewien problem, bo wszystko podlega ciągłej zmianie, ale u nas udaje się utrzymać koła i ich działania. Studenci są dosyć aktywni.

-  Czy wdrażają się też podczas studiów w badania?

-  Tak, część praktyczna jest obowiązkowa, realizują też własne badania. Niespecjalnie są jednak włączani przez firmy specjalizujące się w prowadzeniu badań ankietowych, co wynika z trendu profesjonalizacji ankieterów. Ale u nas mogą przygotować się do roli osoby, która umie zaprojektować badanie i analizować dane. Inaczej sprawa przedstawia się, jeśli chodzi o studia magisterskie. Z jednej strony mamy absolwentów studiów licencjackich, ale część to absolwenci innych kierunków, często humanistycznych, którym nie odpowiadało to, co było na dotychczasowym kierunku, albo chcą poszerzyć swoją wiedzę. Często są to też osoby po informatyce, architekturze, czasem z dość zaskakujących kierunków. Muszą wyrównać różnice programowe, żeby dobrze prowadzić badania, i to właśnie z nimi robimy.

-  Powiedział Pan, że na socjologii można spotkać fajnych ludzi. A gdyby miał Pan jeszcze dodatkowo zachęcić młodzież do studiowania u Was, to co by Pan im powiedział?

-  Myślę, że socjologia to taki kierunek, na którym student ma większą swobodę w wielu aspektach: doboru lektur, subdyscypliny – wybór jest tu bardzo szeroki. Socjologia pozwala zaangażować się w to, co dzieje się tu i teraz w życiu społecznym. Można powiedzieć, że jest przedłużeniem tego, co i tak musimy w życiu wiedzieć i robić. My nie przenosimy się w inny świat, tylko patrzymy na ten nasz świat z innej perspektywy.

-  A kim może być absolwent socjologii?

- Możliwości jest bardzo wiele. Może być pracownikiem socjalnym, badaczem społecznym – badania społeczne są prowadzone zarówno w firmach badawczych, jak i w przedsiębiorstwach. Może pracować we wszystkich zawodach, w których potrzebne są umiejętności komunikacyjne, ponieważ na socjologii sporo zajęć dotyczy technik komunikacji. Powiedziałbym, że w epoce sztucznej inteligencji coraz ważniejsze stają się miękkie umiejętności związane z relacjami społecznymi, których socjolog się uczy. Antropologia z kolei może być ciekawa dla osób chcących pracować w instytucjach kultury. Na socjologii nabywa się tylu umiejętności, że w razie potrzeby powinno się mieć łatwość przekwalifikowania na rynku pracy.

-  Proszę mi na koniec powiedzieć: dlaczego Pan wybrał socjologię i dlaczego został Pan na uczelni?

-  Studiowałem dwa kierunki – socjologię i prawo. Miałem jednak poczucie, że prawo nie jest nauką o rzeczywistości społecznej, a ja chciałem wniknąć w tę rzeczywistość, zobaczyć, jak ewoluuje. Interesowało mnie spojrzenie socjologiczno-prawne. To ważny punkt widzenia, bo socjologia zajmuje się też przyczynami łamania prawa i dewiacji społecznych. Socjologię zacząłem studiować na drugim roku prawa, ale w trybie przyspieszonym, i ukończyłem ją wcześniej niż prawo. Byłem więc początkującym prawnikiem, któremu prawo nie wystarczało, co jest częstym przypadkiem. Wynika to z poszukiwania odpowiedzi na pytanie, czy przepisy nauczane na studiach prawniczych znajdują odzwierciedlenie w społeczeństwie, w jakich warunkach mogą być skuteczne, jaki jest sens tworzenia takich, a nie innych przepisów. Później zacząłem się interesować także innymi obszarami życia społecznego: ruchami społecznymi, kulturą a wreszcie teorią socjologiczną, pozwalającą na analizę społeczeństwa na coraz wyższych poziomach abstrakcji.

-  Dziękuję za rozmowę.

 

mgr Magdalena Nieczuja-Goniszewska, Rzeczniczka Prasowa UG; fot. Bartłomiej Jętczak, CKiP