Każdy dzień może przynieść coś niespodziewanego - rozmowa o archeologii z dr. Kamilem Niedziółką

Fot. 13 - ekipa biorąca udział w wykopaliskach na grodzisku w Grabczynie w 2023 roku

Współczesna archeologia to nie tylko prace wykopaliskowe, a badania nad dawnymi dziejami często wymagają współpracy interdyscyplinarnej - oraz pracy zespołowej. O wyzwaniach związanych z próbami rekonstrukcji przeszłości, gdy brakuje źródeł pisanych, a także o praktycznych aspektach pracy archeologa rozmawialiśmy z dr. Kamilem Niedziółką z Zakładu Archeologii Pradziejowej Wydziału Historycznego UG.

Karolina Żuk-Wieczorkiewicz: - Zajmuje się Pan między innymi archeologią środowiskową. Mógłby Pan przybliżyć ten termin? Na czym polegają badania w tym zakresie?

Dr Kamil Niedziółka: - Archeologia środowiskowa polega na łączeniu badań archeologicznych z dyscyplinami z zakresu nauk przyrodniczych, takich jak np. biologia, geografia. Istnieją konkretne subdyscypliny tych dyscyplin naukowych, powiązane z archeologią - na przykład badanie szczątków organicznych, będących pozostałością po roślinach, jakie niegdyś rosły w miejscu współczesnych stanowisk archeologicznych. Tym się zajmują archeobotanicy, którzy współpracują z archeologami. Przykładowo, podczas prowadzenia badań wykopaliskowych często eksplorujemy obiekty będące pozostałością po miejscach, gdzie ludzie kiedyś mieszkali, pracowali czy po prostu wyrzucali odpadki. Pobieramy z nich próbki i dajemy archeobotanikom do analizy, a oni później określają, jakie rośliny rosły na danym stanowisku w przeszłości. Z innych specjalności są np. badacze pyłków - palinolodzy. Sam od wielu lat współpracuję z Pracownią Paleoekologii i Archeobotaniki, w szczególności z panią dr hab. Joanną Świętą-Musznicką, prof. UG. Oni z kolei rekonstruują przeszłość szaty roślinnej w dłuższych okresach na podstawie analizy pyłków. Aby jednak móc przeprowadzić analizy palinologiczne, najpierw trzeba pozyskać odpowiednie próbki.

- W jaki sposób?

- Takie próbki pozyskuje się na przykład z dna jeziora, co jest bardzo skomplikowaną logistycznie operacją. Właśnie coś takiego robiliśmy kilka lat temu na jeziorze Wierzchowo w gminie Szczecinek, przy dużym świetnie zachowanym grodzisku. Pobraliśmy ten rdzeń osadów z dna jeziora. Prof. Święta-Musznicka zrobiła rekonstrukcję roślinności, a ja (posługując się własnym warsztatem badawczym i na podstawie danych archeologicznych, które mieliśmy z okolicy) wykonałem rekonstrukcję procesów osadniczych, jakie miały tam miejsce począwszy od pojawienia się pierwszych rolników. Połączyliśmy to wszystko razem, dokonaliśmy syntezy i udało nam się zrekonstruować obecność człowieka na tle środowiska naturalnego.

- Rozumiem, że taka interdyscyplinarna wiedza, a przynajmniej współpraca, jest niezbędna w Waszej pracy?

- Tak, to właśnie podstawa archeologii środowiskowej: współpraca interdyscyplinarna. To są na przykład geolodzy i geomorfolodzy, którzy przyjeżdżają na nasze stanowiska, wykonują odwierty, określają, jakie elementy lokalnej rzeźby terenu są naturalne, a jakie najprawdopodobniej nie - na przykład: określają czy dany półwysep, na którym zlokalizowane jest ważne stanowisko archeologiczne, mógł być kiedyś wyspą i tak dalej. Jednym słowem, często rozwiewają wiele naszych wątpliwości, co znacznie ułatwia nam pracę.

- Rozumiem, że takie zróżnicowanie badań poszerza obraz przeszłości.

- Oczywiście, bardzo poszerza. Tak samo się tyczy archeozoologii, czyli współpracy archeologów z zoologami, którzy analizują szczątki kostne pozostałe po zwierzętach i odkryte na stanowiskach archeologicznych. Dyscyplin, które są łączone słowem-kluczem „archeologia środowiskowa” jest dużo, ale najczęściej badacze specjalizują się w jednej działce z zakresu nauk przyrodniczych, sprofilowanej pod kątem badań czy współpracy z archeologami. Z drugiej zaś strony są archeolodzy otwarci na taką współpracę. Sam staram się na tyle, na ile się da, korzystać z wiedzy i umiejętności innych badaczy. Oczywiście wiąże się to z obopólnym zyskiem, bo wiadomo, że jak później publikujemy wyniki badań, to publikujemy wspólnie.

1 - grodzisko w Grąbczynie nad Jeziorem Wierzchowo

Grodzisko w Grąbczynie nad Jeziorem Wierzchowo

- Wspomniał Pan o odkryciach w pobliżu jeziora Wierzchowo, gdzie znajduje się monumentalne grodzisko. Co ciekawego udało się tam ustalić?

- Stanowisko archeologiczne numer 1 w miejscowości Grabczyn to dla nas cały czas tajemniczy obiekt, bo pomimo tak wielu badań, które prowadziliśmy, nadal nie wiemy, kiedy tak naprawdę powstało samo grodzisko (czyli wały ziemne). Badania przeprowadzone do tej pory wykazały, że ludzie żyli tam w trakcie późnej epoki brązu, czyli mniej więcej między 1200 a 800 lat przed naszą erą. Później pojawiło się też intensywne osadnictwo z okresu wczesnego średniowiecza, czyli IX, X, XI wiek n.e. Poza tym znajdujemy też bardzo dużo śladów obecności znacznie starszej, kiedy ludzie funkcjonowali tutaj jako łowcy-zbieracze, nie znali rolnictwa. Oni pozostawili po sobie dużo zabytków krzemiennych. Nasze badania wykazują, że w przeszłości było to miejsce przyciągające lokalne społeczności, mamy tu bowiem duże wzgórze otoczone przez jezioro, zapewniające naturalne warunki obronne oraz dostęp do słodkiej wody i pożywienia.

- Jakieś znaleziska?

- Udało nam się wykopać bardzo dużo materiału zabytkowego (przede wszystkim ceramikę, ale także krzemienie i metale), który jest teraz opracowywany, a także uzyskać dużo prób archeobotanicznych, z których udało się pozyskać szczątki roślinne nadające się do datowania radiowęglowego (14C). Na chwilę obecną wiemy, że w tym jednym miejscu mamy do czynienia i z późną epoką brązu, i z wczesnym średniowieczem. Kolejne próbki są teraz opracowywane. Na podstawie danych archeologicznych i wykonanej rekonstrukcji środowiska naturalnego wiemy, że w badanej okolicy cały czas coś się działo praktycznie od początków istnienia rolnictwa, czyli od około 6000 lat temu. Co więcej, liczne wspomniane już krzemienie, jakie tam znaleźliśmy, wskazują na ludzkie osadnictwo od czasów jeszcze wcześniejszych, od okresu mezolitu. Warto dodać, że poza samym grodziskiem, na terenach wokół jeziora Wierzchowo znajduje się bardzo dużo stanowisk archeologicznych z różnych okresów. To jest istotne również w takim kontekście, że Pomorze Środkowe było dotąd obszarem dość marginalnie badanym przez archeologów. Teraz wraz ze współpracującymi badaczami wchodzimy na te tereny i staramy się poszerzać nasze spektrum wiedzy o tym obszarze. Niestety cały czas brakuje środków na bardziej kompleksowe badania, które pozwoliłyby nam się przekopać przez cały wał grodziska, który jest naprawdę duży. Takie badania wykopaliskowe wymagają większego zaangażowania sił ludzkich, znacznie więcej środków finansowych i dużo czasu. Poza tym wojewódzki konserwator zabytków niechętnie patrzy na nasze plany przekopania wału, ponieważ jest to stanowisko wpisane do rejestru zabytków, a to najwyższa forma ochrony konserwatorskiej. Myślę jednak, że przy odpowiednich środkach nasze plany dałoby się zrealizować.

- Rozumiem, że to jedno z wyzwań pracy archeologa.

- Tak, szczególnie jeśli chodzi o uwarunkowania w Polsce. Możliwości uzyskania finansowania na uczelni są pod różnymi względami ograniczone. Oczywiście staram się też cały czas aplikować do instytucji zewnętrznych.

- Jakie są najtrudniejsze aspekty pracy archeologa? Największe wyzwania związane z Pana pracą?

- Tych wyzwań jest sporo. W ramach „typowej” archeologii wyzwaniem są chociażby badania terenowe, które trzeba zorganizować (w tym zebrać zespół), a to skomplikowane przedsięwzięcie. Potrzebni są ludzie do kopania (tym najczęściej zajmują się studenci, którzy przy okazji uczą się wielu innych rzeczy), ludzi znających się na dokumentacji, ludzi, którzy później opracują to, co wykopiemy, specjalistów z innych dyscyplin (np. archeobotaników, geomorfologów, gleboznawców, palinologów), którzy będą analizowali próby, które pobieramy. Trzeba nad tym wszystkim cały czas czuwać w terenie, toteż często pracujemy np. w środku lasu. W dalszej kolejności trzeba oczywiście to wszystko opracować, więc cała logistyka naszych projektów jest dość złożona. Jeżeli do tego pracuje się na uczelni, dochodzą obowiązki związane z dydaktyką i sprawy administracyjne (np. związane z rozliczaniem badań), które bywają bardzo obciążające.

- To, o czym Pan mówi, zdecydowanie odbiega od filmów przygodowych.

- Przede wszystkim to jest zajęcie, które wymaga dużo pracy fizycznej, przebywania na świeżym powietrzu, w terenie, ubrudzenia się - ale ja to lubię. Osoby, które chcą studiować archeologię, też powinny zdawać sobie z tego sprawę. Z drugiej strony, podczas kopania codziennie możemy odkryć coś, czego się zupełnie nie spodziewaliśmy - i to jest ekscytujące, stanowi taki element przygodowy w tej pracy. Innym jej aspektem są ludzie.

- Powie Pan coś więcej?

- Jeżeli na przykład prowadzę czy uczestniczę w badaniach, które trwają od miesiąca do dwóch, to przez ten czas wraz z całym zespołem przebywamy razem, mamy jedną bazę, w której mieszkamy, z której jeździmy na nasze stanowisko, do której później przywozimy materiał zabytkowy i pobrane próbki, robimy wstępne opracowanie - to wiadomo, że w jakiś sposób się integrujemy. Pewna otwartość na innych ludzi jest zatem potrzebna. Oczywiście są też pośród nas osoby bardziej introwertyczne, ale myślę, że jeżeli ludzie się nawzajem lubią i lubią to, co robią, to mogą przyjemnie spędzać czas w sympatycznym towarzystwie. A kopanie razem przez cały tydzień siłą rzeczy zbliża ludzi. Można też poznać dużo interesujących osób. Oczywiście jest też ekscytacja z powodu znalezienia zabytków.

Badania na grodzisku w Grąbczynie

- Pamięta Pan jakieś szczególne momenty w Pana dotychczasowej pracy, może wyjątkowe znaleziska?

- Jeżeli chodzi o znaleziska, to to niekoniecznie muszą być niesamowite, ekscytujące zabytki. Czasem odkrycie może się wiązać z potwierdzeniem naszej hipotezy - a do tego czasem wystarczy dosłownie kilka fragmentów ceramiki, wskazujących na przykład na to, że stanowisko, które badamy, jest dużo starsze niż pierwotnie zakładaliśmy. To daje dużą satysfakcję. Takie rzeczy jednak często wychodzą dużo później. Kiedy na przykład pobieramy z jakiegoś obiektu próbę do badań radiowęglowych, na wyniki czekamy najczęściej kilka miesięcy. Czasem po pół roku od powrotu z terenu okazuje się, że datowanie radiowęglowe dokładnie potwierdza nasze założenia - albo wręcz przeciwnie, jego wynik jest dla nas zaskoczeniem. Wtedy trzeba wszystko przemyśleć, a później zrewidować nasze dotychczasowe podejście. Jest w tej pracy dużo ekscytacji, jeżeli chodzi o odkrywanie przeszłości. To nieustająca łamigłówka: tu coś pasuje, a tu jednak nie.

- Rozumiem, że to także wyzwanie: dopasować lub zinterpretować źródła.

- Źródła, na których pracujemy, czyli te obiekty materialne, które pozostawił człowiek, są nieme. Historycy dysponują źródłami pisanymi - podobnie jak archeolodzy, którzy zajmują się okresami późniejszymi (np. wczesnym czy późnym średniowieczem), mogą liczyć na dodatkowe źródło. Ja jestem w większym stopniu archeologiem pradziejowym.

- Na czym to polega?

- Chodzi właśnie o brak dostępu do źródeł pisanych. Różnica pomiędzy archeologami a historykami jest taka, że historycy zajmują się źródłami pisanymi, począwszy od najstarszych źródeł z Bliskiego Wschodu czy - w przypadku Polski - okresu wczesnego średniowiecza czy czasów jeszcze dawniejszych, kiedy ktoś z daleka (np. z Bizancjum czy z Cesarstwa Rzymskiego) pisał na temat ziem polskich. Natomiast archeolodzy badający prehistorię zajmują się tym okresem, kiedy człowiek funkcjonował bez pisma - od czasów, gdy nasi najdawniejsi przodkowie (czyli hominidy) zamieszkiwali Afrykę. Dysponujemy więc tylko tym, co zostało po naszych przodkach w aspekcie fizycznym, i dlatego musimy troszeczkę rekonstruować przeszłość, w pewnym sensie ją budować czy interpretować, żeby wszystko do siebie pasowało - oczywiście opierając się na odpowiedniej metodologii. Mówimy, jak ta przeszłość mogła wyglądać, ale nie możemy z całą pewnością powiedzieć, jaka była w rzeczywistości. Zresztą nawet historycy czasami mają problem z interpretacją wydarzeń, które miały miejsce niedawno. To co dopiero mówić o archeologach?

- Zatem archeolodzy mają trochę trudniejsze zadanie?

- Może nie trudniejsze, ale bardziej skomplikowane i inne niż historycy. Im bardziej cofamy się w przeszłość, tym mniej mamy źródeł i tym trudniejsza jest ich interpretacja. Dlatego ważna jest choćby współpraca z przyrodnikami w ramach archeologii środowiskowej czy z innymi specjalistami, bo to nam daje dodatkowe źródła informacji.

- Prof. dr Emilia Jamroziak (która w roku 2024/2025 objęła katedrę im. prof. Marii Janion) również mówiła bardzo dużo o interdyscyplinarności: o tym, że jedna dyscyplina nauki nie jest w stanie wszystkiego zbadać, więc współpraca między specjalistami z różnych dyscyplin nauki staje się wręcz konieczna.

- W przypadku archeologii badamy źródła materialne, te zaś poza interpretacją stricte archeologiczną można poddać rozmaitym analizom. Analizom można jednak poddać także konteksty, w których wspomniane źródła występują. Zatem „potencjał interdyscyplinarny” dyscypliny jest ogromny. Archeologia jest wręcz pewnego rodzaju hubem, który przyciąga inne dyscypliny - a z drugiej strony my możemy wychodzić do innych dyscyplin, na przykład gdy potrzebujemy jakiejś analizy fizyko-chemicznej. Najczęściej spotykamy się ze strony innych badaczy z dużym entuzjazmem. To bardzo ułatwia współpracę i prowadzenie interdyscyplinarnych badań.

- Wspomniał Pan, że wcześniej Pomorze Środkowe było pod pewnymi względami niedocenione. Na podstawie dotychczasowych doświadczeń - czy ocenia Pan, że ten region to skarbnica dla archeologów?

- Jest sporo stanowisk archeologicznych, jest dużo badań, ale na tle takich obszarów jak Pomorze Wschodnie, Pomorze Zachodnie, Dolny Śląsk, Mazowsze, Małopolska, Kujawy (czyli terenów bardzo intensywnie badanych już od wielu lat), Pomorze Środkowe jest obszarem troszeczkę zaniedbanym, a który kryje ogromny potencjał - chociażby ze względu na kontakty (w różnych okresach) ze Skandynawią czy kontakty pomiędzy Wschodem a Zachodem, czy też oddziaływania biegnące z Południa.

- Taki trochę obszar pogranicza?

- Tak, trochę obszar pogranicza i właśnie dlatego interesujący. Źródeł jest dużo, jest też dużo materiałów wykopanych, które zalegają w magazynach i czekają na swój moment. Region ma więc ogromny potencjał, także z perspektywy popularyzacji archeologii. Przykładem tutaj może być bardzo ciekawa inicjatywa: Festiwal Wykopaliska w Rekowie, w gminie Polanów.

23 - Festiwal Wykopaliska w Rekowie 2025, prelekcja dr Kamila Niedziołki, 2025 rok

Festiwal Wykopaliska w Rekowie 2025, prelekcja dr Kamila Niedziółki, 2025

- W lipcu odbyła się trzecia edycja Festiwalu. Co sprawiło, że powstał? Jaki był cel?

- To była inicjatywa dwóch osób będących pasjonatami archeologii: Magdaleny Augustyniak i Tomasza Redo. Pierwotnie udało im się namówić dr Andrzeja Kasprzaka z Muzeum w Koszalinie, obecnie zatrudnionego także w Instytucie Archeologii UG, do organizacji badań wykopaliskowych na terenie bezpośrednio sąsiadującym z działką Magdy. Znajduje się tam cmentarzysko kurhanowe łączone z kulturą łużycką z późnej epoki brązu oraz kulturą wielbarską z okresu wpływów rzymskich (pierwsze wieki naszej ery). A ponieważ wszyscy byli fanami muzyki metalowej, stwierdzili, że warto zrobić coś więcej - i tak powstał festiwal Wykopaliska, łączący archeologię z cięższą muzyką.

Podczas pierwszej edycji tego wydarzenia miałem krótką prezentację na temat archeologii interdyscyplinarnej. Akurat w trakcie festiwalu prowadziłem badania nad jeziorem Wierzchowo, więc nie miałem daleko. W tym roku z kolei Magda zadzwoniła do mnie, czy nie chciałbym jej pomóc przeprowadzić badania wykopaliskowe w osadzie po drugiej stronie rzeki od cmentarzyska kurhanowego, a więc już bezpośrednio na terenie, na którym miał się odbyć festiwal. Podczas tych prac znaleźliśmy typowe ślady po osadnictwie z późnej epoki brązu. Wziąłem także udział w samym festiwalu, z prelekcją na temat badań grodziska w Grąbczynie. Myślę, że z perspektywy popularyzatorskiej ten festiwal jest unikatem. Nie słyszałem, żeby gdziekolwiek na świecie ktoś zrobił festiwal muzyki metalowej i połączył to z wykopaliskami. W wydarzeniu wzięli udział słynni archeolodzy, np. prof. Arkadiusz Marciniak z Uniwersytetu Adama Mickiewicza i prof. Andrzej Kokowski z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Widać było duże zainteresowanie festiwalem, a ludzie nie przyjechali wyłącznie po to, by posłuchać muzyki; było dużo osób na samych prelekcjach. Później dr Andrzej Kasprzak zorganizował wycieczkę na kurhany, z której także skorzystało wiele osób. Poza tym przyjechały grupy rekonstruktorskie, co jeszcze bardziej podkreśliło klimat przeszłości.

- Czy w Pana ocenie to dobry sposób na promocję archeologii?

- Myślę, że to jest bardzo dobry sposób. Archeologia jest bardzo „podatna” na popularyzację. Tylko że archeolodzy często mają problem z wychodzeniem do ludzi i z mówieniem tym, co odkryli. A przecież odkrywamy bardzo ciekawe rzeczy, bardzo „chwytliwe”, a wydarzenia realizowane przy wsparciu archeologów, są potrzebne i oczekiwane.

- Jakie są ulubione momenty w Pana pracy?

- Trudno powiedzieć. Wydaje mi się, że każdy dzień na wykopaliskach był w jakiś sposób ekscytujący (może poza końcowym etapem, kiedy już trzeba było tylko zasypać wykopy). Dopóki coś możemy odkryć, ekscytacja jest obecna. Myślę, że to jest najprzyjemniejsze: że każdy dzień może przynieść coś niespodziewanego.

- Czego archeologia może nauczyć współczesnego człowieka?

- Powinniśmy znać własne korzenie. Ludzie, którzy przychodzą na nasze wykopaliska, często się dziwią, że przed Mieszkiem I było tu coś jeszcze. Okazuje się, że było! Na ziemiach polskich naprawdę działy się bardzo interesujące rzeczy: i w okresie, kiedy na południu funkcjonowało Cesarstwo Rzymskie, i w okresie wcześniejszym, czyli w epoce brązu, Pomorze było strefą poddawaną różnym wpływom. Z drugiej strony spójrzmy na Pomorze Zachodnie będące częścią „Ziem Odzyskanych”. Po II wojnie nastąpiła tam całkowita wymiana ludności. Jednak z archeologicznego punktu widzenia, gdy weźmiemy pod uwagę szeroką perspektywę czasową, to te wydarzenia będą zaledwie drobnym wahnięciem, bo ludzie żyli tam od wielu tysięcy lat: egzystowali ze sobą, a czasami walczyli. I tych ludzi czy ludów było dużo. Cały czas coś się na tych ziemiach działo. Z tej perspektywy my sami nie jesteśmy niczym nadzwyczajnym w dziejach. Oczywiście jest nas więcej i mamy zdecydowanie większy wpływ na otaczające nas środowisko, ale wcale nie byliśmy tutaj pierwsi. Myślę więc, że archeologia może otworzyć nam oczy na przeszłość. Interesujące rzeczy nie działy się tylko w starożytnej Grecji, Rzymie czy na Bliskim Wschodzie. Na Pomorzu także mamy naprawdę ciekawą przeszłość, tylko że ona jest trochę bardziej ukryta. My, archeolodzy, staramy się pozyskiwać coraz więcej tej wiedzy i dzielić się nią ze społeczeństwem.

- Dziękuję za rozmowę!

Karolina Żuk-Wieczorkiewicz/CKiP